31-01-2016 ODNÓW SIEBIE W WEEKEND ~ Detoks - lekko i przyjemnie ~ Zapraszamy 19-21.02.2016 więcej >> |
Charakterystyczna sylwetka Ślęży wielu obserwatorom przywodziła od dawna na myśl wizerunek wulkanu. Szczególnie żywe tego rodzaju interpretacje miały miejsce w XVIII wieku.
Doszło nawet do tego, że powstał pomysł teatralnej inscenizacji mającej na celu "ożywienie" wulkanu. Jego pomysłodawca był pisarz Karol Fryderyk Benkowitz, który chciał na szczycie rozpalić ogromne ognisko. W oświeceniowym czasopiśmie Schlesische Provinzial-Blatter opisał swoją ideę upodobnienia Ślęży do Wezuwiusza.
Ogień i dym widoczne były z daleka i sprawiały wrażenie wybuchającego wulkanu. Szeroka kampania prasowa przyniosła pomysłowi uznanie i zdołano nawet zebrać środki finansowe na jego realizację, ale na widowisko nie zgodzili się właściciele terenu - Augustianie, którzy słusznie obawiali się zagrożenia pożarowego.
Właściwie nie udało się jeszcze dokładnie ustalić, jaką funkcję pełniły rzeźby , które możemy spotkać przy szlakach w Masywie Ślęży. Ich datowanie oraz przeznaczenie utrudnia dodatkowo fakt, że miejsca w których się obecnie znajdują nie są pierwotnymi miejscami ich postawienia. istnieje kilka koncepcji próbujących wyjaśnić genezę ich powstania i najbardziej prawdopodobnymi wydają się te, odnoszące się do istnienia ośrodka kulturowego na szczycie Ślęży. Być może tam właśnie one stały przed przeniesieniem na obecne miejsce. Niektórzy badacze część z rzeźb uważają za nieudane dzieła miejscowych rzeźbiarzy, wykorzystywane później jako np. znaki graniczne.
Dość tajemniczo przedstawiają się znaki ukośnego krzyża, jakie możemy znaleźć na niektórych rzeźbach. Do niedawna powszechnie sądzono. że są to znaki solarne, związane z kultem słońca, ale obecnie przeważa koncepcja, że w ten sposób oznaczano granice, analogicznie do ukośnych znaków rzezanych na pniach drzew. Znanych jest kilkanaście takich znaków, umiejscowionych na wspomnianych rzeźbach ale także na głazach i skałach.
Do najciekawszych i najbardziej znanych rzeźb należą: Niedźwiedź na szczycie Ślęży, Panna z Rybą i Niedźwiedź przy czerwonym i żółtym szlaku na Ślężę ponad Rozdrożem pod Kamiennym Krzyżem, Kolumna Sobótczańska znajdująca się w Muzeum Ślężańskim, Mnich (zwany tez Kręglem) przy drodze jezdnej na przełęcz pod Wieżycą, znajdujące się przy kościele św. Anny w Sobótce rzeźby Grzyba i kamiennego lwa oraz dwa kolejne lwy przed zamkiem w Górce.
Dawno, dawno temu, w okolicach dzisiejszej Sobótki znajdowało się wejście do piekieł. Gdy diabły z niego wychodziły na powierzchnię i spoglądały na urodzajną ziemię śląską, złe były ogromnie. Żyzne gleby były błogosławieństwem dla mieszkających tu ludzi. Lasy zapewniały dostatek zwierzyny, a rzeki okazałe ryby. Diabły nie mogły tego dobrobytu ścierpieć. Czarcie zgromadzenie postanowiło zniszczyć i zasypać kamieniami całą krainę. W miejsce pól, łąk i lasów miały powstać niedostępne góry z wieloma pułapkami na śmiałków, którzy odważyliby się w nie wstąpić. Lucyfer wyznaczył czas na wykonanie tej pracy. Skończyć się ona miała w Noc Świętojańską.
Zabrały się diabły do pracy. Zaczęły znosić potężne bloki skalne. Ciosały w nich urwiska i przepaście, drążyły zdradzieckie jaskinie, aby nikt nie czuł się w nich bezpiecznie. Gdy Lucyfer zajęty był innymi sprawami, znalazły diabły czas również na zabawę. Ustawiały dziwaczne stosy z chybotliwych kamieni, na których mogły się huśtać i bujać. I tak zbudowały diabły Sudety z najwyższym szczytem Śnieżką.
Dni mijały i przy ciężkiej pracy czarcich sił ubywało. Następne góry diabły usypywały w pośpiechu i byle jak. Wzgórza Łomnickie ustawiły w poprzek Karkonoszy, a w pobliżu Wrocławia zdążyły tylko usypać kamienne kopce. Nadeszła Noc Świętojańska. Zmęczone czarty stanęły w pobliżu wejścia do piekieł. Lucyfer nie pochwalił jednak ich pracy. Pieklił się właśnie okrutnie wśród czarcich szeregów, kiedy hufiec aniołów zaatakował diabelskie zgromadzenie. Rozgorzała zacięta walka, w której bronią były resztki skalnych bloków pozostałych po budowaniu gór. Pociski były jednak tak ciężkie, że nie dolatywały do celu. Rzucając nimi diabły zdołały usypać nową wielką górę. Nagle hufiec anielski zniknął z pola bitwy. Uradowane diabły rzuciły się sobie w objęcia świętując zwycięstwo. Już zdążyły zaplanować ucztę po powrocie do piekieł, kiedy okazało się, że wejście zniknęło pod nowym, pobitewnym usypiskiem skalnym. Jak wrócić do domu? Rozszlochały się zmęczone pracą i walką czarty. Ich łzy spłynęły na okolicę. Jedynie Lucyfer rozzłościł się ogromnie. Porywał w objęcia kolejne głazy i rzucał nimi w kierunku wejścia, chcąc rozbić wielką górę. Rzucił jedną skałę – powstała Stolna, rzucił drugą – Wieżyca. Tupnął kopytem z niemocy swojej. Taką siłę miał wówczas, że ziemia się przesunęła i powstała przełęcz Tąpadła. Jednak nie wystarczyło mu mocy, aby wejście do piekieł odsłonić.
Górę, usypaną podczas bitwy czartów z aniołami, ludzie później Ślężą nazwali od wielkiej wilgoci, która z łez diabelskich się wzięła. Porosła ona lasem, pojawiła się na niej zwierzyna i ptactwo. Diabły nie mogąc do dziś dostać się do piekieł nasyłają na nią burze i pioruny, z nadzieją, że kiedyś góra ustąpi i odsłoni zasypane wejście.
W dawnych czasach trzymano na bogatych dworach oswojone niedźwiedzie. Również w warownym zamku na szczycie Ślęży, gdzie mieszkał wojewoda Piotr Włostowic z żoną Marią, znalazł się ten groźny zwierz. Jeden z oswojonych, trzymanych od małego w niewoli niedźwiedzi, był szczególnie lubiany przez wszystkich mieszkańców zamku za swoją chęć do zabawy i łagodność. Wyróżniał się tym, że nad miód przedkładał świeże ryby. Codziennie więc świeżą, dużą rybę wyłowioną z Czarnej Wody, przynosiła zwierzęciu młoda dwórka żony Piotra Włostowica.
Zazwyczaj niedźwiedź zabawiał najpierw dwór, a następnie w nagrodę dostawał poczęstunek. Jednak pewnego razu zwierzę było czymś rozdrażnione, a dwórka nie zauważyła jego nastroju. Zaczęła się z nim, jak zazwyczaj, droczyć ni to dając, ni zabierając poczęstunek. Niedźwiedź, który nie miał akurat ochoty do zabawy, złościł się coraz bardziej. Nagle rzucił się, aby odebrać dziewczynie posiłek. I wtedy stała się rzecz straszna – długa, ozdobna szpila, wpięta w suknię, wbiła się zwierzęciu w oko. Niedźwiedź zaryczał dziko i w ataku szału zadusił młodą dwórkę. Również sam, zraniony śmiertelnie, padł martwy obok dziewczyny. Na pamiątkę tego zdarzenia Piotr Włostowic rozkazał wyrzeźbić postać dwórki podającej rybę niedźwiedziowi i samego niedźwiedzia u jej stóp. Stoją ich rzeźby przy szlaku turystycznym z Sobótki na Ślężę.